VII Cross Maraton Jana Kulbaczyńskiego – 16.03.2019 relacja

VII Cross Maraton Jana Kulbaczyńskiego oczami maratończyka.

16 marzec 2019 na trwale zostanie w pamięci członków Biegający Świdnik. Z roku na rok Cross Maraton Jana Kulbaczyńskiego zdobywał nasze serca, więc tym razem dobra aura biegu i samoistna mobilizacja sprawiła, że postanowiliśmy udać się na VII Cross Maraton Jana Kulbaczyńskiego do Kodnia autobusem, co jak na skalę trudności biegu terenowego i dystans może stanowić powód do dumy. 💪 Droga do Kodnia upływa nam na omawianiu planów, strategii na bieg, podziwianiu pól i polnych dróg pełnych błota i wody, co miało stanowić wizualizację tego co nas czeka. Krótka analiza pogodynki i windy.com – planowane opady między 9 i 11, czyli 2 pierwszymi godzinami biegu, dodatkowo ostrzeżenie 1 stopnia przed wiatrem i już wiemy, że będzie ciekawie mimo braku śniegu.
Dojeżdżamy w bojowych nastrojach, spotykamy się z osobami, które przyjechały własnymi autami i w cieple grzejemy się niemal do samego biegu, bo tylko adrenalina jest w stanie wypchnąć kogokolwiek z ogrzewanego pomieszczenia na linię startu, która jest w pewnej odległości od biura zawodów, więc jakiś tam rozruch zaliczamy.
Przed biegiem krótka modlitwa i zaczynamy.
Początek biegu w planowanym deszczu, ale za to mocny wiatr w plecy, co komplikuje wyczucie tempa, bo ciągle jest za szybko. Wiatr jest w plecy, więc ok. 5 km ktoś słusznie zauważa, że w drodze powrotnej może być odwrotnie i …się nie mylił. Pierwsze wbiegnięcie na polne, leśne drogi i doprawdy nikt nie był zaskoczony ani rozczarowany – wiatr, kałuże, błoto i szukanie optymalnego toru biegu. W ekipie Biegający Świdnik każdy miał swoje cele i realizował taktykę, ale … ciągnie do swoich i już po paru kilometrach formujemy grupkę: Piotrek Gorzel, Łukasz, Jacek Gawroński, Dariusz Pietrzyk, Daniel Kowalski, Zbigniew Boruch, która a to dzieli się, a to łączy i tak spędzamy pierwszą część biegu. Na 10 kilometrze dochodzi do sytuacji, w której stanęliśmy przed dylematem. Zbliża się “nawrotka” na półmaraton, a nikogo wracającego nie widać – zaczyna się dyskusja i nie ma co ukrywać – dla nas – jedyna szansa w życiu na wygranie półmaratonu – i jak tu nie skorzystać z życiowej szansy! Możemy nawet oddelegować zwycięzcę albo wysłać kogoś za karę spowrotem na metę półmaratonu! I co – i nic. 😂Akurat nikt z naszej 6 nie miał w planie półmaratonu… Ludzie – jesteście stuknięci – zamiast pucharów, splendoru itp. wybrać dodatkowo 21 km w błocie -miłość do biegania MASTER LEVEL.
Wracamy do trasy. Najregularniejszy jest Piotrek i zaczyna delikatnie “odjeżdzać “ w połowie dystansu, Darek realizuje swój plan treningowy. Do połowy dystansu niewątpliwie cała grupa biegnie w tych warunkach na czas poniżej 4 godzin. Każdy z nas zaczyna mniej lub bardziej słabnąć ok. 20 – 30 kilometra. Trudy nawierzchni, wiatr w twarz sprawia, że biegniemy w mniejszej grupce, ale coraz wolniej. Za to widzimy wracających już na metę- Artur Jendrych – Bieganie NA Spontanie walczy o zwycięstwo, w czołówce też Artur Motyl, Andrzej Więsek i Sławek Maj. Brawo Panowie. Ostatnie kilometry to nieustający wiatr w oczy i niesamowita przyjemność z biegania – esencja tego, za co lubimy maratony.
Po biegu esencja gościnności Pana Jana i organizatorów biegu!👍👏 Dziękujemy za przyjęcie, niepowtarzalną atmosferę klimatycznego spotkania biegowego i wszystkie dobro, które nas wczoraj spotkało na gościnnej ziemi piszczackiej i kodeńskiej. Do zobaczenia!🏃‍♀️